Mam niebywałą przyjemność zaprezentować Wam moje nieśmiałe pierwsze kroki stawiane w ceramice...
Czasami zdarza się, że nagle, pod wpływem niezauważalnego impulsu, pojawia się jakieś wspomnienie z dzieciństwa. I nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że zaczyna nie dawać nam spokoju, że coraz intensywniej o nim myślimy i skrupulatniej przyglądamy się sobie i temu co robimy oraz za czym tęsknimy.
I tak pewnego razu pewna Pani z dyplomem z filologii polskiej i innymi tytułami podyplomowymi, wspomina swojego dziadka - znanego w mieście i utalentowanego fryzjera. I To wspomnienie zaczyna w niej kiełkować i po wielu mniej lub bardziej trudnych pertraktacjach z życiem, podejmuje decyzję o zmianie. Z radością i pasją bierze nożyczki do ręki i tworzy fryzury, czarując przy tym bardzo przyjemną i inteligentną rozmową.
Moje wspomnienie z dzieciństwa to kulka gliny wykopana w ogrodzie, z której można było ulepić naczynia do zabawy w piaskownicy.
I nadszedł ten moment, kiedy odważyłam się wrócić do tamtych chwil, poczuć znowu glinę w dłoniach.
Korzystam przy tym z cennych wskazówek Justyny Skowyrskiej-Górskiej, artysty ceramika, od lat związanej z Łucznicą - miejscem, w którym czas zatrzymuje się na tworzeniu i na sprawach ważnych (niekoniecznie związanych z wakacjami za granicą, najnowszymi modelami samochodów i "ekskluzywnością" posiadania rzeczy ;-)
Glina to mój nowy sposób na "uziemianie" się, powrót do korzeni... |